niedziela, 5 września 2010

Nowy Orlean


Od rana New Orleans, za dnia wygląda całkiem inaczej, raczej spokój i nawet nie ma tłumów. Najpierw piechotką zwiedziliśmy Canal Place, Jackson Square – niestety główny pomnik Jacksona na stojącym dęba koniu był otoczony płotem i nie można było wejść, Katedrę Św. Ludwika, później Jax Brewery, polecane przez nasz przewodnik jako świetne miejsce zakupowe – chała straszna, a potem już Cafe du Monde – obżarstwo na skalę światową – dwie porcję pączków z mniej więcej 20 dkg cukru pudru, po jednej na żołądek. Musieliśmy, bo to najbardziej znana w Orleanie cukiernia-pączkarnia i dlatego 40 min czekaliśmy na stolik. Następnie przez French Market, po prostu targ, dotarliśmy do przystanku zabytkowego zielonego tramwaju, kierowanego korbką, który zawiózł nas do Riverwalk. Stamtąd pomaszerowaliśmy do Contemporary Arts Center, aby obejrzeć ciekawą wystawę prac artysty, w odczuciu Tymka lubiącego marchewki, ale to dłuższa historia. Dość że łyknęliśmy odrobinę sztuki. Kolejnym etapem zwiedzania była dzielnica ogrodów (Garden District), przepięknie! Były to najmilsze chwile w Orleanie, chociaż temperatura i wilgotność powietrza były ogromne. Po zjedzeniu skromnego lunchu, (coraz mniej jemy) tramwajem zatłoczonym jak w czasach PRL-u wróciliśmy na naszą Canal Street. Wieczorem kolejne podejście do Burbon Street. Tym razem już wyraźny spadek liczby ludzi na ulicach - było znacznie ciszej i spokojniej. Zatrzymaliśmy się w jednym z, mimo wszystko zatłoczonych, barów aby przez dłuższą chwilę (2 drinki) wpatrywać i wsłuchiwać się w show fortepianowego duetu. Dzień zakończyliśmy skromną kolacją w ciemnej, nastrojowej i oczywiście włoskiej knajpce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz