piątek, 27 sierpnia 2010

Wreszcie statua

Od rana same kataklizmy. Tymek choruje, prawdopodobnie po wczorajszych lodach, w dodatku w hotelu nie mieliśmy śniadania i musieliśmy je spożyć w wersji bardzo amerykańskiej. O 8:30 byliśmy już na przeprawie promowej do Statuły Wolności. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że nie mieliśmy biletów na wstęp do środka. Później okazało się, że rezerwacja była możliwa dopiero na listopad - to tak ku przestrodze tym którzy będą się wybierać do Nowego Jorku. Obeszliśmy Miss Liberty robiąc liczne zdjęcia, po czym popłynęliśmy na Ellis - wyspę imigrantów.


Po powrocie na ląd przejechaliśmy do Tribeci - pięknej dzielnicy, do której przenieśli się artyści z pobliskiego SoHo, ze względu na wysokie ceny - znajduje się tutaj studio nagraniowe Roberta De Niro, liczne rezydencje artystów, galerie i restauracje. Następnie przeszliśmy do SoHo, gdzie zwłaszcza w sklepach było widać wielki świat, a w galeriach naprawdę fajne obrazy. Po drodze postanowiliśmy zawitać do starej katedry St. Patricka, której odnalezienie graniczyło z cudem i zajęło nam ponad 30 minut. W katedrze wznieśliśmy modły za zdrowie Tymka. Następnym punktem programu było New Museum of Contemporary Art - i tu klapa! Może i sztuka współczesna jest oryginalna, np. kapsle, złożone serwetki i folia aluminiowa, ale trudno jest zrozumieć o co tym artystom chodzi. Jedno co nam się spodobało to kapiąca z zawieszonych wiader woda łagodnie pluskająca do wiader znajdujących się pod tymi wiszącymi. Fajny był też film na temat jajka niesionego na łyżeczce. Z ulgą opuściliśmy to miejsce i przez Nolitę udaliśmy się do Little Italy na obiad. Niestety brzuch Tymka niczego nie przyjął. Po posiłku udaliśmy się na sjestę do Central Parku. Zachwycające miejsce, rzeczywiście tak jak w filmach masa Nowojorczyków wyleguje się na trawce bądź urządza sobie piknik. Aby pozostać w klimacie nic-nie-robienia przejechaliśmy metrem na Washington Square Park gdzie zalegliśmy na ławce i wsłuchiwaliśmy się w występy ulicznych artystów - jazzowe trio oraz dwóch facetów stepujących w rytm muzyki granej na żywo na wtoczonym do parku na palecie pianinie. Pomimo tragicznego bólu brzucha Tymek dzielnie towarzyszył swej napalonej matce w podróży do Greenwich Village. To chyba najładniejsza dzielnica NY - piękne budynki i ogrom zieleni. Zobaczyliśmy też uniwersytet nowojorski. Tymek juz nie wytrzymał i pojechał odpocząć do hotelu w czasie, kiedy ja zapoznawałam się z urokami sklepów przy Piątej Alei. Zupełnie spokojnie w ramach relaksu pokonałam 28 bloków i szczęśliwa z butelką wina, wodą i świeżo nabytą sukienką wróciłam do pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz