Tymek wstał w lepszym nastroju i ochoczo ruszyliśmy na 86. piętro najwyższego w NY budynku – Empire State Building. Widok zapierał dech w piersi, ale nie da się ukryć że atrakcja ta zajęła nam 1,5 godziny naszego jakże cennego czasu. Próbowaliśmy też odwiedzić Madison Square Garden, niestety okazało, że zwiedzanie jest niemożliwe z powodu renowacji. Metrem przeprawiliśmy się najbardziej na północ jak to tylko możliwe, no może nie do końca, ale z pewnością bardzo daleko – około 30 stacji metra. The Bronx, dzielnica owiana złą sławą na nas wywarła bardzo pozytywne wrażenie. Ze stacji piechotą udaliśmy się w kierunku ogrodu botanicznego, po drodze zapoznając się z odmienną niż na Manhattanie zabudową. Czysto, ładnie, dużo zieleni i bez wrogich spojrzeń mieszkańców (jak w Queens). New York Botanical Garden – bajka. Z zaplanowanych 2 godzin zrobiły się prawie 4, ale przynajmniej mamy masę zdjęć. Później wpadliśmy na genialny pomysł żeby do miasta wrócić kolejka podmiejską, której stacja znajdowała się zdecydowanie bliżej niż Subway. Zakupiwszy bilety, za bagatela 10$, wraz z innymi pasażerami rozpoczęliśmy proces oczekiwania na przyjazd pociągu. Ludzie zachowywali się dziwnie. Nie było żadnej informacji na temat godziny odjazdu, natomiast liczne pociągi pędem przemykały przez perony i nikt nie zwracał na nie uwagi. Część z oczekujących rozgrywała partyjkę w karty, inni czekali jakby nigdy nic. Nadeszła wiekopomna chwila i wsiedliśmy. Rekompensatą dla nas było to, że kolejka ta nie zatrzymywała się zbyt często i czas jej przejazdu był znacznie krótszy niż metra. W dodatku wysiedliśmy na Grand Central Terminal i oczom naszym ukazał się przepiękny dworzec. Popołudnie spędziliśmy w Brooklynie, który trochę nas rozczarował. Nie zobaczyliśmy tam niczego godnego uwagi natomiast trudno było znaleźć miejsce w którym można by było spokojnie spożyć jedzenie w stylu „slow food”. Ostatecznie udało nam się to, znaleźliśmy restaurację, przy czym porcje które otrzymaliśmy wystarczyłyby na wyżywienie 5-cio osobowej rodziny. W celu spalenia kalorii udaliśmy się na osławiony Brooklyński most, przynajmniej tak nam się wydawało. Kiedy byliśmy już w połowie zorientowaliśmy się, że idziemy po Manhattan Bridge, ale co tam, dzięki temu mogliśmy obserwować ten ładniejszy z bocznej perspektywy. Zapadł zmrok i powoli wróciliśmy do hotelu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz