Nie masz samochodu, nie masz problemu. No i u nas to się zmieniło. Budzik zadzwonił o 5:30, ponieważ pozostawiony przy krawędzi jezdni Dogde musiał zostać usunięty przed godziną 6, w przeciwnym wypadku naliczona została by kara i zostałby odholowany. W dodatku okazało się, że nie może również stać przed hotelem i musimy go odstawić do garażu, który wg naszych Consierge miał kosztować 27$/h. Na szczęście znaleźliśmy parkingowego z Greenpointu (dzielnicy w 46% zamieszkałej przez polaków), który potraktował nas łaskawie i policzył tylko 15$. W locie zjedliśmy śniadanie i rozpoczęliśmy podróż w kierunku Philadelphii. Poszło całkiem gładko, chociaż jedynym samochodem zachowującym limit prędkości na drodze byliśmy właśnie my. Wyprzedzały nas ciężarówki i autobusy – zarówno z prawej jak i lewej strony. Uczciwie trzeba przyznać, że widzieliśmy trzy akcje zatrzymania samochodu przez w mgnieniu oka metamorfozujący nieoznakowany radiowóz – w jednej sekundzie zwykłe auto, w drugiej mrugająca na czerwono-niebiesko choinka. Nie wiemy jakie są kary, ale w każdym razie nikt się tym nie przejmował. To kolejny mit który nie okazał się prawdą. Philadelphia, jak wiadomo, kolebka niepodległości. Załapaliśmy się nawet na tour z przewodnikiem – wyglądał jak typowy amerykański (ubrany w elegancki uniform, misiowaty, 150 kilo żywej wagi) policjant. Musimy się tez przyznać, że pierwszy raz skorzystaliśmy z fast food’u – Subway. Koszmar. Nie ominął nas również typowy (spowodowany wypadkiem) amerykański (długi i szeroki – 4 pasy w każdą stronę) korek. Udało nam się jednak dojechać do naszego hotelu w Waszyngtonie, gdzie jakiś murzyn zabrał nam kluczyki i samochód. Mamy nadzieje, że odda. Pokój w hotelu przekracza swą wielkością przeciętne mieszkanie w polskich blokach. Dość, że do łazienki idzie się jakieś 5 minut, za to Internet jest płatny! Popołudnie spędziliśmy w centrum goniąc wiewiórki przed białym domem i kontemplując urok najbardziej znamienitego pomnika w stolicy – strzelistej wykałaczki. Piękne miasto, duży porządek i spokój. Podoba nam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz