środa, 25 sierpnia 2010

Muzea, muzea, muzea...


Nareszcie się wyspaliśmy! Wstaliśmy koło 9, przez co ledwo zdążyliśmy na śniadanie, co odbiło się na jego jakości, bo już wszystko było zjedzone, ale jakoś daliśmy radę. Odwiedziliśmy Museum of Modern Art. (MoMA), gdzie znajdowała się kolekcja przepięknych obrazów Picassa oraz Matissa, a w części tak zwanej nowoczesnej, między innymi eksponat w postaci białej plamy na podłodze, po której wszyscy chodzili, tylko z kartki na ścianie można się było zorientować, że jest eksponatem. Wzruszyła nas również kostka wielkości około 2x2x2 metra pachnącego siana oraz film z podkładem emitującym odgłos taśmy filmowej i obrazem w postaci zmieniających się kolorów, z tym że kompletnie bez treści!


Po tym muzeum udaliśmy się do, zachwalanego w naszym przewodniku, Amercian Museum of Moving Images w Queens. Po dwukrotnym obejściu wskazanego w przewodniku miejsca, udaliśmy się po pomoc do sklepu spożywczego, gdzie Chinka machająca ręką wskazała nam prawdopodobną jego lokalizację, ale niestety muzeum okazało się być zamknięte z powodu remontu. Jako że nie poddajemy się tak szybko, nie opuszczając dzielnicy Queens, udaliśmy się do parku Flushing Meadows, gdzie znajduje się Unisphere, ogromna stalowa reprodukcja kuli Ziemskiej, która zagrała kiedyś w CSI NY, jak również stadion Shea i kort US Open. Zmęczeni siąpiącym deszczem szukaliśmy schronienia w Queens Museum of Art., gdzie zobaczyliśmy gigantyczny - chociaż miniaturowy - model miasta NY. W ramach odpoczynku po męczącym dniu udaliśmy się zwyczajowo na zakupy. Tym razem na 5th Avenue do osławionego Sacks’a, gdzie również zwyczajowo nic nie kupiliśmy (być może dlatego, że ceny startowały z pułapu 1000 USD). Wieczór zakończyliśmy w Rockefeller Center popijając drinki. Mamy nadzieję, że jutro będzie lepsze pogoda i zobaczymy wreszcie Statuę Wolności na żywo, a nie tylko jej miniatury w sklepach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz