Ostatni dzień za nami. Z przyjemności niestety został nam tylko shopping, bo jak się obudziliśmy to okazało się, że pada deszcz. To Miami już zalewało się łzami. Nie wspominaliśmy jeszcze, że mieszkamy w bardzo fajnym hotelu. Śniadania robi się samemu, we wspólnej kuchni. Jest prawdziwy ekspres do kawy, a to nie zdarza się tutaj często. A więc po tym pysznym śniadanku ruszyliśmy w miasto szlakiem tutejszych supermarketów. Pierwszy był odlotowy, parking około pięciopiętrowy i garstka samochodów. W sklepach pustki, to znaczy w klientach nie w towarach, a od marek aż kręciło się w głowie. Porzuciliśmy go jednak dla trochę niższej półki. Pogoda niestety nie poprawiła się, więc z plaży nici.
Z zakupów też nic specjalnego nie wyszło, bo po pierwsze wszystko jest strasznie drogie, wbrew temu co się powszechnie uważa, albo tani chłam albo super ciuchy, ale nie za darmo. A po drugie Tymek miał straszny problem i stres, że nie uda nam się spakować. To trzyma go już od kilku dni. Muszę jeszcze wspomnieć, że miałam dzisiaj strasznie pechowy dzień i podczas zakupów dosłownie weszłam w szybę w sklepie, co zakończyło się olbrzymimi siniakami na twarzy i kolanie. Ostatecznie udało nam się spakować i jutro polecimy, no chyba żeby……. Pozdrawiamy =)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz